wtorek, 2 sierpnia 2011

Nie rań mojej duszy – usprawniając moje ciało!!!

Nie rań mojej duszy – usprawniając moje ciało!!!



Witam! Już dawno czułam, że powinnam wypowiedzieć się na temat REHABILITACJI ze swojego punktu widzenia – tj. OSOBY, KTÓRA Z KONIECZNOŚCI DOŚWIADCZYŁA TEGO NA WŁASNEJ SKÓRZE - a upewnił mnie do tego Artykuł: P. Piotra Stanisławskiego „NAGRODA warta poświęceń ”Magazyn Integracja” – nr 5/2007 r., str. 70-74. Choruję na Mózgowe Porażenie Dziecięce (MPD) – PO CAŁYM ŻYCIU REHABILITACJI, KTÓRĄ ROZPOCZĘTO U MNIE OK. PIERWSZEGO ROKU ŻYCIA (a mam lat 30) poruszam się głównie na wózku inwalidzkim, trochę przy kulach, ręce mam w miarę sprawne). Od wczesnych lat wiedziałam o tym, że ćwiczyć powinnam, choć było to na tyle trudne, że do tego, żeby zaczęło mi na ćwiczeniach zależeć dojrzałam gdzieś w wieku lat 15 – takie to było trudne – a do tej pory rzadko mam ochotę na rehabilitację (no, no, czasami rozpiera mnie energia, albo łapię smak wyzwania – jednak zmusić się do w miarę regularnych ćwiczeń – to już zupełnie inna sprawa i przyznaję, że nie zawsze mi się udaje.


Oczywiście każdy może powiedzieć i będzie w tym nieco racji, że być może ćwiczę za mało, że zostałam objęta rehabilitacją Metodą P. G. Domana za późno, bo miałam ok. 10-13 lat, kiedy wiedza o tej Metodzie dotarła do Polski i nie stosowano Jej na mnie w pełnym wydaniu – I TU POWIEM ZDECYDOWANE NA SZCZĘŚCIE, BO TA METODA MOIM ZDANIEM W PEŁNYM WYDANIU – TO DUŻA PRZESADA W KONTEKŚCIE CZASU, JAKIEGO WYMAGA, CHOĆ MA CHYBA WIELE SŁUSZNYCH ZAŁOŻEŃ – np. o tym, że trzeba zacząć od pełzania, żeby wytworzyć w mózgu odpowiednie połączenia, a następnie lub jednocześnie raczkować, itd. Wiem, że zbyt mała porcja rehabilitacji niewiele (albo nic nie da), choć wspaniale byłoby, żeby mogła trwać np. pół godziny dziennie – a cudownie byłoby, gdyby wcale nie była potrzebna). Wiem, że nie jest dobrze, jeśli ćwiczenia są tylko bierne, choć masaże są pomocne na rozluźnienie mięśni i wiem, że niektóre dzieci są na tyle małe, albo na tyle niepełnosprawne, żeby móc ćwiczyć czynnie; jest też jeszcze wariant pośredni – tj. ćwiczenia czynne-wspomagane, czyli po części bierne – po części czynne.


Udało mi się skończyć studia, ale nie jestem medykiem, więc nie będę się zbyt wiele wypowiadać o ściśle medycznych aspektach – tj. o tym, które ćwiczenia z jakim dzieckiem wykonywane być powinny, czy raczej muszą być wykonywane niestety. Jednak chcę zwrócić uwagę na to, że mimo, iż zbyt mała porcja rehabilitacji - to źle – to z drugiej, strony można przesadzić (żeby potocznie nie powiedzieć grube przegięcie), bo REHABILITACJA NAPRAWDĘ ZABIERA KAWAŁ ŻYCIA – A JEST SZTUKĄ RÓWNOWAGI (ZABRZMI TO PEWNIE CIUT IRONICZNIE, KIEDY MÓWI SIĘ O LECZENIU TAKŻE ZNACZNYCH ZABURZEŃ RÓWNOWAGI), MIĘDZY ĆWICZENIAMI I SZTUKĄ USAMODZIELNIANIA SIĘ, bo naukę np. ubierania, czy samodzielnej kąpieli też uważam za rehabilitację, A SZTUKĄ MIĘDZY INNYMI SFERAMI ŻYCIA: nauką czy pracą, rozrywką, własnym rozwojem, pielęgnowaniem relacji z innymi ludźmi… - czyli tego wszystkiego, na co składa się życie. A przecież doba niestety się nie wydłuża (gdyby to było możliwe, problem byłby rozwiązany, ale nie jest to możliwe). Znaczy to tyle, że trzeba szanować czas, bo nie wróci. Poza tym, dziecko z MPD nawet, jeśli jest zdolne, może np. potrzebować więcej czasu na pisanie z powodu niedowładu rąk, poza tym powinno przygotowywać się do przyszłej pracy umysłowej, a to też wymaga czasu. No, i nie samą pracą żyje człowiek Poza tym, KTOŚ, KTO MA CZAS NA CIESZENIE SIĘ ŻYCIEM, BĘDZIE CHYBA BARDZIEJ ZMOTYWOWANY DO ĆWICZEŃ – jeśli poza ćwiczeniami będzie coś miłego, a nie tylko harówa przy ćwiczeniach. SEDNEM SPRAWY JEST TO, ŻE REHABILITACJA JEST ŚRODKIEM DO POPRAWY JAKOŚCI, ŻYCIA POPRZEZ POPRAWIENIE SPRAWNOŚCI, A NIE SENSEM ŻYCIA – JAK ZDAJĄ SIĘ PODCHODZIĆ DO TEGO NIEKTÓRZY REHABILITANCI, CHOĆ, JEŚLI PRACUJĄ Z PASJĄ TO DOBRZE.


Jeśli Ktoś, czytając te słowa pomyśli, że moja opinia wynika z rozczarowania zbyt małymi efektami rehabilitacji, to będzie mieć niemało racji. Wiem, że bez rehabilitacji byłoby gorzej, więc rehabilitacja oczywiście była konieczna - niestety. Myślę jednak, że i w ilości rehabilitacji można też przesadzić nawet w kontekście fizycznego przemęczenia. Ale także nadmiernym kosztem innych sfer życia. Pewien koszt jest niestety nieunikniony (bo, jak przeznaczy się czas na jedną sprawę, to nie można na coś innego). U dzieci z rozległym MPD (z głębokimi uszkodzeniami) nawet bardzo intensywna rehabilitacja może przynieść niewielkie efekty – z niczyjej winy, tylko z powodu zakresu uszkodzenia. Naturalnie termin niewielkie czy duże postępy – to rzecz względna. Wiem, że nie ćwiczyć wcale, albo minimalnie byłoby źle. Jednak mimo, że założenia co do sposobu rehabilitacji wydają mi się słuszne (nie mówię tego zbyt zdecydowanie, bo lekarzem, ani rehabilitantem nie jestem) – jednak, żeby NIE PRZESADZIĆ ANI Z SYMBOLICZNĄ (SPORADYCZNĄ) REHABILITACJĄ, ANI Z TYM, ŻE NIC TYLKO POSIŁKI I REHABILITACJA – dwie postawy prezentowane w artykule: Autorstwa P. Piotra Stanisławskiego „NAGRODA warta poświęceń ”Magazyn Integracja” – nr 5/2007 r., str. 70-74 – To DWIE SKRAJNOŚCI, A I TU ZŁOTEM, ALBO CHOĆBY SREBREM JEST ZŁOTY ŚRODEK!!


A POZA TYM, CZY MOŻNA MÓWIĆ O TYM, ŻE JAKAŚ METODA JEST SKUTECZNA. SKORO TRWA ŁADNYCH PARĘ GODZIN, ŻEBY NIE POWIEDZIEĆ KILKANAŚCIE? JA POWIEDZIAŁABYM RACZEJ TYM, ŻE EFREKTY WYNIKAJĄ Z NATURY LUDZKIEJ, KTÓRA NABIERA WPRAWY NA SKUTEK POWTARZALNOŚCI – A NIE ZE SZCZEGÓLNEJ SKUTECZNOŚCI DANEJ METODY


Inną poważną sprawą jest też PODEJŚCIE REHABILITANTÓW. PRZYZNAJĘ, ŻE JEST ONO OSTATNIMI LATY O WIELE LEPSZE. ŁATWIEJ WSPÓŁPRACUJ E MI SIĘ Z REHABILITANTEM, KTÓRY ROZUMIE I DOCENI, TO, ŻE ĆWICZĘ, MIMO ŻE MI SIĘ NIE CHCE.


PRACA REHABILITANTA Z DZIEĆMI NIE JEST ŁATWA I PEWNIE NIE KAŻDY JEST DO TEGO STWORZONY. Myślę, że niektórzy Rehabilitanci powinni pracować wyłącznie z dorosłymi Jednak REHABILITANCI MAJĄ WYBÓR, CO DO ZAWODU – A NIEPEŁNOSPRAWNE DZIECKO NIE MA WYBORU, CZY ĆWICZYĆ.


O ILE NIE DO KOŃCA MOŻNA UNIKNĄĆ BÓLU SAMYCH ĆWICZEŃ - NA PEWNO MOŻNA UNIKNĄĆ BÓLU UPOKORZEŃ, KTÓREGO DOZNAŁAM, SŁYSZĄC NA PRZYKŁAD: „PŁACZESZ TAK, AŻ ŚCIANY SIĘ TRZĘSĄ”, OBOJĘTNOŚĆ NA MOJE PROTESTY –TYLKO WZMACNAIŁY JE. OCZYWIŚCIE NIE MOŻNA BYŁO ZREZYGNOWAĆ Z REHABILITACJI, ALE CZYŻ NIE MOŻNA BYŁO WYKAZAĆ WIĘCEJ ZROZUMIENIA? PRZECIEŻ WIELU PSYCHOLOGÓW WYKAZAŁO, ŻE JEDNĄ Z NAJBARDZIEJ POTRZEBNYCH CZŁOWIEKOWI SPRAW JEST ZROZUMIENIE!!! I DOŚWIADCZAJĄC ZROZUMIENIA, ŁATWIEJ ZNIEŚĆ TO, CO TRUDNE. A ZAMIAST TEGO, KAZANO MI PRZEPRASZAĆ ZA PŁACZ CZY BUNT. CZY TRUDNO SIĘ DZIWIĆ, ŻE NIE MOGĄC OD TEGO UCIEC, MIAŁAM OCHOTĘ, ZROBIĆ NA ZŁOŚĆ REHABILITANTCE, CHOĆBY I KRZYKIEM? ALE PRZEDE WSZYSTKIM BYŁ TO KRZYK BÓLU, ŻALU, ŻE NIKT TEGO NIE SŁUCHA (BO MI NIE USTĘPOWANO), BUNTU – DLACZEGO TO MI KAŻĄ ORAZ LĘKU O TO, ŻE NASTĘPNE ĆWICZENIE BĘDZIE JESZCZE BARDZIEJ NIEZNOŚNE.

A POZA WYMUSZENIEM PEWNYCH ĆWICZEŃ W DANEJ CHWILI, OGROMNIE WAŻNE JEST UKSZTAŁTOWANIE W NIEPEŁNOSPRAWNYM DZIECKU CZY DOROSŁYM CZŁOWIEKU – WYTRWAŁOŚCI I MOTYWACJI DO WIELOLETNICH ĆWICZEŃ, A WIĘC KONIECZNIE TAKŻE ODPORNOŚCI NA PORAŻKI I WIARY W TO, ŻE Z CZASEM COŚ SIĘ UDA – NAWET, JEŚLI UDA SIĘ TYLKO CZĘŚĆ OCZEKIWAŃ. Czyż nie łatwiej zmotywować do działania, kiedy okaże się zrozumienie dla niechęci i docenienie starań, pomimo tego że się nie chce? NIEDOSTATEK ZROZUMIENIA MOŻE SPRAWIĆ, ŻE WYKSZTAŁTUJE SIĘ PERFEKCJONISTĘ, który może mieć przekonanie, że nie tylko w ćwiczeniach, ale także w INNYCH DZIEDZINACH CIĄGLE ZA MAŁO SIĘ STARA I ZAWSZE OSIĄGA ZA SŁABE EFEKTY.


W polskich warunkach trudno o zaangażowanie dostatecznej liczby rehabilitantów (choćby i wielu wolontariuszy). Uważam jednak, że IDEALNIE BYŁOBY, GDYBY RODZICE PEŁNILI W TRAKCIE ĆWICZEŃ ROLĘ PODTRZYMYWANIA NA DUCHU – wykazywali zrozumienie, że boli, że trudno lub nudno i motywowali: spróbuj jeszcze raz, niż kiedy Rodzic to ta osoba, która np. na siłę przytrzymuje nogę, bo to ćwiczenie jest konieczne. Do czego zmierzam, że niekoniecznie trzeba lubić Rehabilitantów (chociaż Niektórych udało mi się polubić, ale właśnie dlatego, że potrafili zrozumieć i docenić starania), ale TRUDNO JEST PORADZIĆ SOBIE Z AMBIWALENCJĄ (PRZECIWIEŃSTWEM UCZUĆ), ŻE RODZIĆ, KTÓRY KOCHA SPRAWIA TYLE BÓLU. PRZECIEŻ, GDYBY NIE BYŁO TO DLA DOBRA DZIECKA UZNAŁOBY TO Z PEWNOŚCIĄ ZA PRZEMOC – RÓŻNICA JEST FIZYCZNO-ZDROWOTNA, ALE RACZEJ NIE PSYCHOLOGICZNA. Na pewno jest łatwiej znieść to od obcej osoby (przy świadomości, że Rodzic nie zostawił mnie w tej sytuacji samą sobie).


DLA RODZICA TO TEŻ Z PEWNOŚCIĄ STRASZNIE TRUDNE – TAK MĘCZYĆ WŁASNE DZIECKO. Dlatego też, mimo wszystko SKŁADAM CHOŁD RODZICOM, LEKARZOM I REHABILITANTOM – ZA TO, ŻE ROBILI, CO MOGLI, ŻEBY MNIE USPRAWNIĆ! Choć wolałabym, aby moi Rodzice nie czytali tego tekstu, żeby nie wracali do wspomnień.


Dobrze, że są teraz szpitale, w których Rodzina może być z dziećmi. Kiedy w 1984 r. leżałam NA ORTOPEDII DZIECIĘCEJ – WYJŚĆ NA KORYTARZ MOGŁY TYLKO TE DZIECI, KTÓRE BYŁY W STANIE WYJŚĆ SAME. CZYŻ TO NIE BYŁA JAWNA DYSKRYMINACJA ZE WZGLĘDU NA NIEPEŁNOSPRAWNOŚĆ? Tych, którzy nie mieli w gipsie rąk – tylko nogi i nawet z kulami nie byli w stanie „wyskoczyć” na korytarz.


BYŁY TEŻ PEWNE PLUSY TEJ MOJEJ REHABILITACJI: pewne postępy sprawności, spotkanie przy okazji miłych ludzi, na turnusach pewien czas wolny. Jednak większość moich rówieśników miała to wszystko bez rehabilitacji. Rehabilitacja nauczyła mnie pewnej systematyczności i wytrwałości, lecz także perfekcjonizmu (a więc przesady w przeciwieństwie do umiarkowanej staranności.).


Kiedy patrzę na Innych – bardziej niepełnosprawnych ludzi, uczy mnie to doceniać to, co mam, bo Niektórzy nie z własnej winy mają jeszcze trudniej – nie tylko niepełnosprawni. .


O ile rehabilitacji nie można było mi oszczędzić – niestety, to można było mi oszczędzić niezrozumienia i upokorzenia. Widzę, że Rehabilitanci młodsi stażem mają już lepsze podejście: mnie traktują poważnie, a z dziećmi starają się ćwiczyć przez zabawę, nie żałują żartów w między czasie. Nie lubię patrzeć, jak Ktoś ćwiczy – szczególnie dzieci, bo wtedy wracają do mnie ciężkie wspomnienia. Kiedy sama ćwiczę – to trzeba się skoncentrować na konkretnych ruchach i nie zawsze emocje dochodzą do głosu (na szczęście)


TERAZ „DOSZŁAM” DO TEGO, ŻE ZALEŻY MI NA ĆWICZENIACH, CHOCIAŻ RACZEJ MI SIĘ NIE CHCE (WIĘC KOSZTUJE MNIE TO NIE MAŁO, ŻEBY SIĘ W MIARĘ MOBILIZOWAĆ). NIE WIEM, JAK PORADZIŁABYM SOBIE Z TYMI NEGATYWNYMI EMOCJAMI – POWIEM WPROST Z TRAUMĄ – GDYBY NIE AKCEPTACJA I POMOC BLISKICH, POMIMO MOJEJ NIEDOSKONAŁOŚCI; GDYBYM PRZEZ NIEKTÓRE OSOBY NIE BYŁA POZYTYWNE MOTYWOWANA – tj. zamiast: „Jesteś niedobra, bo nie chcesz ćwiczyć!” – „Jakbyś się naprawdę sprężyła, to ćwiczyłabyś trochę codziennie” - szczególne podziękowania dla Kochanej Przyjaciółki Patrycji . Co nie mniej ważne, nie wiem, jakbym sobie poradziła z ciężarem wspomnień, gdybym nie czytała (z racji studiów i zainteresowań) wiele książek psychologicznych, w których zauważono, że niemal najbardziej potrzebujemy zrozumienia, że kiedy tego doświadczamy – to łatwiej nam przejść przez coś trudnego, gdybym nie zadbała także o swój czas wolny… - w końcu (gdybym przy jednoczesnej dojrzałości do tego, że skoro muszę ćwiczyć – to muszę ćwiczyć) – JEDNOCZEŚNIE NIE POZWOLIŁA SOBIE NA TO, ŻE MAM PRAWO TEGO NIE LUBIĆ – TJ. ĆWICZYĆ POMIMO TEGO, ŻE MI SIĘ NIE CHCE, A NIE MUSZĘ ZACHWYCAĆ SIĘ TYM OBOWIĄZKIEM ĆWICZEŃ!!! (JEŚLI KTOŚ TO LUBI TO LEPIEJ, NIŻ NIE LUBI, ACZ NIE KAŻDY MUSI MIEĆ DUSZĘ SPORTOWCA).


Magdalena Maternicka z Gdyni


P.S. Przyznam, że do powrotu do trudnych wspomnień skłonił mnie Artykuł: P. Piotra Stanisławskiego „NAGRODA warta poświęceń ”Magazyn Integracja” – nr 5/2007 r., str. 70-74, a zmobilizował mnie Film „Pręgi”, w którym Pan Wojciech stawił czoło ciężkim wspomnieniom (czego gratuluję!!!), mobilizując mnie do tego, BYM WRESZCIE POWIEDZIAŁA O TYM, CO WAŻNE – MIMO, ŻE TRUDNE – PO TO, ABY INNI MOGLI BYĆ REHABILITOWANI W SPOSÓB MNIEJ BOLESNY – Z JAK NAJMNIEJSZĄ ILOŚCIĄ SKUTKÓW UBOCZNYCH. M.M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz